Akademia
Anima Mundi
Akademia
Anima Mundi
14 – 16 marca 20134
Miedzianka – Teatr „Cinema”, Michałowice, ul. Kolonijna 8
Skoro zaistniał, nie może już nie być:
Ów tajemniczy i niepojęty fakt, że zaistniał,
staje się jego wiatykiem na wieczność.
Vladimir Jankélévitch
Czy przedmiot może mieć duszę? Czy fotografia może reprezentować ludzką tożsamość?
Na polu sztuki przedmiot bardzo wyraźnie pojawił się dzięki surrealistom, a ich pasja zbierania rzeczy dziwnych, naigrywanie się z typowych funkcji przedmiotów codziennego użytku oraz konfrontowanie z nimi tych wymyślonych przez siebie, stanowiły próbę przełamania bariery pomiędzy tym, co widzialne, a tym, co niewidzialne, jednak możliwe do zobaczenia.
Przedmiotem, na który w połowie marca skierowała swoje działania poznawcze i fotograficzne Akademia Anima Mundi i którego Duszy zapragnęła poszukać, jest Miedzianka - miasto, którego… nie ma. Miejsce to znajduje się nieopodal Jeleniej Góry i jeszcze 60 lat temu tętniło życiem. Przed 1945 r. miało na imię Kupferberg. W okresie międzywojennym mówiono o tym górniczym miasteczku, że jest jednym z najmniejszych i jednocześnie najpiękniejszych na Śląsku. Obecnie Miedzianka to wioska z kościołem i zaledwie kilkoma starymi domami, otoczona hałdami i wyrobiskami, będącymi pozostałością po pracach wydobywczych, szczególnie intensywnie prowadzonych po II Wojnie Światowej. Jednak wciąż jeszcze mieszkają tam ludzie, mają również plany na przyszłość – czy zatem Miedzianka ma szansę się odrodzić? Pomimo tego, że po jej dawnej świetności oraz sławie „ziemi obiecanej”, która po wojnie przyciągała rzesze przesiedleńców marzących o lepszym życiu, nie pozostało nic… ? Ta nielogiczność konstrukcji przeczenia w języku polskim zdaje się niemal surrealistycznie podkreślać, że coś jednak pozostało - Duch Miedzianki. Błąka się on po zarośniętych pagórkach, w miejscach gdzie dawniej był rynek, stał ratusz oraz piekarnia i przysiada: raz na pozostałościach słynnego browaru, kiedy indziej u progu cudem ocalałego od wyburzenia budynku dawnej gospody.
Jak zatem dojrzeć to, czego nie widzą oczy? Niewidzialne, czyli to, co po drugiej stronie horyzontu, wysoko w przestworzach lub nisko pod powierzchnią ziemi; wszystko to, co bardzo odległe w czasie, bo istniało w przeszłości albo wydarzy się dopiero; to, co niematerialne, a jednak obecne w przestrzeni życia, ów Duch przedmiotów skupiających na sobie naszą uwagę. W jaki sposób sfotografować go, aby dał świadectwo ludzkiej tożsamości? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć rozważając przykłady z obszaru fotografii portretowej lub społecznej. Jednak na fotografiach, które wykonaliśmy w czasie tej wyprawy niekoniecznie pojawiają się ludzkie twarze. Co więcej często, na naszych fotografiach nie ma nawet ludzkich postaci. Być może są to fotografie celowo bezludne. Tą wyprawą chcieliśmy udowodnić, że nie trzeba posługiwać się figurą człowieka, aby opowiedzieć o ludzkim życiu. Być może w określonych sytuacjach ta szczególna pustka, w zestawieniu z przedstawianą przestrzenią, jest zarówno znacząca jak i poruszająca.
miasto sztolni
zarosłe lasem gruzu
dręczy mokry chłód
Janusz Płoch
Pierwszy raz do Miedzianki wjeżdżamy drogą biegnącą pod górę od strony Janowic. Pada deszcz. Gdy tylko mijamy stojący w polu po lewej stronie drogi XV-wieczny kamienny krzyż pokutny z wyrytym napisem „Memento”, stajemy twarzą twarz z ruinami browaru. Budynek pustym wzrokiem wybitych okien patrzy przed siebie, w dół drogi. Jakby cały czas odprowadzał spojrzeniem kilkusetkilogramowe miedziane kadzie, w których latami warzono piwo, a które z początkiem lat siedemdziesiątych wyrwano z jego wnętrza i z łoskotem stoczono po mokrym asfalcie w kierunku Janowic. Wraz z nimi sto dwadzieścia sześć lat historii browaru i tyleż wspomnień trafiło na złomowisko. Przystajemy na chwilę. Być może w tym samym miejscu, w którym Stefan Spiż, kierownik browaru, znakomity znawca swojego fachu, po raz pierwszy od zakończenia wojny zdał sobie sprawę, że już nigdy nie powie do swoich pracowników: „są trzy święte zasady przygotowywania piwa – pierwsza to porządek, druga to porządek, trzecia to porządek”. W milczeniu idziemy dalej, zerkamy w stronę dawnej willi cieszącego się szacunkiem mieszkańców przedwojennego Kupferbergu właściciela browaru, Georga Frantzky i rozchodzimy się po Miedziance. Większość z nas jest po lekturze książki Filipa Springera i w ręku dzierży mapkę z naniesionymi miejscami dawnego miasteczka, które stara się odnaleźć: tu stoi kościół katolicki… a więc to tędy biegła ulica, wzdłuż której stał ciąg urokliwych kamienic… tu stał pałac… a tu kościół ewangelicki… Ktoś potem robi kolaż, na którym próbuje przywrócić głównej ulicy Miedzianki jej pierwotny wygląd.
Puste oczy okiennic i otchłań drzwi-
niosą ciężar wspomnień.
Zabłąkany skalpel słońca
krojąc deszczową szarość,
otworzył na mgnienie
ranę przeszłości.
W szczelinie mego wnętrza,
na granicy światów,
o różowej porze zmierzchu,
słychać było gwar rozmów,
kroki na nieistniejącym bruku
i echo srebrnych głosów dzieci
grających w serso.
Nagle zmiażdżył je kamień ciszy.
Kolejną ulewą niebo opłakało
rzuconych tu kaprysem dziejów
ludzi zewsząd i znikąd.
Samotnie, pusto i źle.
I na to wszystko zsyłasz
czarnego psa nadziei liżącego rany!
Jolanta Płoch
Każdy z uczestników wyprawy dotyka innej części Miedzianki, przed każdym Duch miasta uchyla przy tej okazji rąbka wiedzy o nim samym. Ktoś pochyla się nad rdzennymi mieszkańcami miasta, którzy musieli opuścić ukochane miejsce. Ktoś czuje bezradność nowych, powojennych gospodarzy, którzy próbowali radzić sobie ze specyfiką surowego miejscowego klimatu. Jedni i drudzy doświadczają tej samej nostalgii za utraconą ojcowizną. Czy odczucie to łączy ich, czy dzieli? Kogoś do bólu porusza historia górników kopalni uranu. Losy miasteczka, losy mieszkańców - to, co wciąż jeszcze żyje, to, co powoli umiera i to, co zostało już pogrzebane – nabierają coraz to innych odcieni. Pomiędzy bielą dawnej świetności Miedzianki oraz czernią otchłani, przeszywającą okoliczne pagórki nieczynnymi sztolniami, objawia się cała gama odcieni pośrednich. Na fotografiach uczestników marcowego Spotkania z Przedmiotem i jego Duszą, czy też podczas wspólnych rozmów, prowadzonych pod gościnnym dachem Teatru Cinema, dostrzegalny przez nas zakres skali szarości definiowany jest wciąż na nowo w zależności od ustawień „przestrzeni roboczej”. Ta zaś określana jest raz przez własne doświadczenia, raz przez ilość światła, na jaką otwierają się przysłony naszych obiektywów, umysłów, serc (niepotrzebne skreślić), a kiedy indziej przez miejsca, w których ustawiamy statywy naszych aparatów fotograficznych.
deszczowa przestrzeń
smutne miasto pustych drzew
korzenie ruin
Janusz Płoch
Prosimy, by w zacieraniu granic między wnętrzem a zewnętrzem, przedmiotem a podmiotem, w doskonaleniu sztuki patrzenia i słuchania asystowali nam Państwo Katarzyna i Zbigniew Szumscy, artyści mieszkający w niezwykłym domu będącym sceną Teatru „Cinema”. Pan Zbyszek opowiada o byłych właścicielach budynku, którzy zanim wyjechali, dopełnili wszelkich starań, aby wypielęgnowane przez nich, tętniące życiem miejsce oddać w dobre ręce. Państwo Szumscy własnymi rękami zagospodarowali jego wnętrza w oryginalny, sobie właściwy sposób, ale starają się nie naruszać struktury domu, charakteru i przyzwyczajeń Geniusa Loci. „Mamy szczęście. To dobry i wdzięczny dom, sprzyja nam” – mówi Pan Zbyszek. Teraz już wiemy, dlaczego, ilekroć tu przyjeżdżamy, czujemy się tak dobrze: i byli, i obecni właściciele i Duch tego domu żyją ze sobą w harmonii i dają temu miejscu siebie samych. Być może to dlatego wszystkie sprzęty i przedmioty w Teatrze Cinema zdają się mieć ludzkie cechy i emanują niezwykłą siłą - żyją.
Drugi raz do Miedzianki wjeżdżamy również od tej samej strony – od strony Janowic. Świeci słońce. Gdy stajemy twarzą w twarz z ruinami browaru, budynek potłuczonymi szybami okien puszcza promienne „zajączki” – zadowolony i dumny patrzy przed siebie, w kierunku, w którym onegdaj odjechały dzieci Stefana Spiża. Wie, że jakaś jego część żyje i pracuje poprzez nich w miejscach, które obecnie tworzą. I mimo że miejsca te są daleko od Miedzianki, jakaś jej część tam przetrwa. „Wszystko dobre było. Niczego nie żałuję.” – wydaje się mówić browar.
martwe piwnice
głęboko splątany los
drzewa pączkują
Janusz Płoch
Joanna Fedorowicz, Jolanta Sosińska - Akademia Anima Mundi
Czy przedmiot może mieć duszę?
Fotograficzne poszukiwania tożsamości