Akademia

Anima Mundi

 

Schną ostatnie rolki filmów fotograficznych i pierwsze wywołane w ciemni zdjęcia; na kartach pamięci aparatów cyfrowych jeszcze kilka plików czeka, aby i je wrzucić na warsztat… Fotografia za fotografią - pojawiają się, żeby dać potwierdzenie: tak, to naprawdę było… Ten długi kwietniowo – majowy weekend, w który antropologiczno – fotograficzna ekspedycja Akademii Athanor zawitała w gościnne progi Podlasia, aby pokłoniwszy się z szacunkiem wielokulturowemu duchowi tej ziemi, podążyć wytyczonymi przezeń ścieżkami pojednania w poszukiwaniu własnej tożsamości, naprawdę się zdarzył…

To fotografie z wyjść plenerowych…

Tutaj Królowy Most i cerkiew prawosławna pod wezwaniem Św. Anny, na tej następnej niezwykle urokliwy, skąpany w wiosennym kwieciu drewniany Dom Ogrodnika w Supraślu, zwany też Starą Pocztą, a to z kolei przy supraskiej cerkwi obronnej z początków XVI wieku.

Na tych następnych fotografiach to już Bohoniki, wieś zamieszkiwana przez mniejszość tatarską - drewniany Meczet z XIX w. i opiekująca się nim Tatarka, Pani Eugenia Radkiewicz. W jej agroturystycznej kuchni zajadaliśmy się pierekaczewnikiem z jabłkami i kołdunami, a gdy poprosiliśmy o rachunek, obsługujący nas młody i sympatyczny człowiek w szczerym zadziwieniu odpowiedział: Rachunek??? Przecież każdy wie, co jadł…, po czym z pełnym zaufaniem dla naszej umiejętności rachowania przyjął wręczoną mu kwotę. Kolejne fotografie zostały zrobione już za wsią, przy drodze na Malawicze – to mizar założony w XVIII w., jedna z dwóch głównych nekropolii Tatarów polskich.

Ten uśmiechnięty człowiek we wnętrzu meczetu w Kruszynianach to przewodnik tatarski, Dżemil Gembicki – właśnie z rozbawieniem wyjaśnia, że ponieważ w wiosce żyją zgodnie wyznawcy prawosławia, katolicy i muzułmanie, to czasami brakuje dni w których mogą pracować, bo wszyscy szanują święta przypadające – w zależności od wyznawanej religii – w różne dni tygodnia. Kiedyś Kruszyniany nazywano Triniedzielnaja, bo mieszkali tu katolicy i prawosławni, świętujący w niedzielę, Żydzi – w sobotę i Tatarzy – w piątek. A to Tatarska Jurta, gospodarstwo Pani Dżennety Bogdanowicz – Mistrzyni Świata w pieczeniu babki i kiszki ziemniaczanej, niezwykle smakowitych potraw tatarskich. Daniami jej kuchni zachwycił się także goszczony przez nią w 2010 roku następca brytyjskiego tronu, książę Karol. A ta urzekająca, zabytkowa chata to już Zajazd Na Końcu Świata – niezwykle nastrojowe i urządzone zgodnie z tatarską tradycją miejsce. Na zdjęciu obok: pani Danusia Potocka – niebywale gościnna i serdeczna gospodyni zajazdu, obficie częstująca oczekujących na przepyszne tatarskie dania osobiście przez siebie przygotowanym podpiwkiem i mnóstwem ciekawych opowieści.

Tutaj natomiast fotografie zrobione w malowniczej wsi Soce - żywym skansenie z niespotykaną w innych regionach Polski ornamentyką i zdobieniami wiejskich chałup. To z pewnością jedno z najbardziej niezwykłych miejsc, które odwiedziliśmy – zwane Krainą Otwartych Okiennic, a przekonaliśmy się, że również otwartych i serdecznych serc. Przed każdym płotem, jak na tym zdjęciu, znajduje się ławeczka, na kilku z nich odpoczywają w popołudniowym słońcu sędziwi gospodarze. Dzień dobry. A dzień dobry, a skąd jesteście?" – i już siedzimy w ogrodzie wokół pani Nadziei popijając kawę, pogryzając cukierki i zasłuchując się w jej opowieści: jak to tu się żyje, że zabytek, to asfaltu nie chcą wylać na drogę, że tu goście, a jakże, wracają, piszą, a nawet tu u nich film kręcą. Serdeczne pożegnanie: Poczekajcie, dam wam moich ogórków i grzybki marynowane. Przy innym znowu płocie usłyszeliśmy, jak to się działo na tych ziemiach po wojnie i dlaczego we wsi jest tylko jeden murowany dom. Na ostatniej ławeczce po prostu posiedzieliśmy w świetle zachodzącego już słońca, a rozpadające się nieopodal gospodarstwo, jedyne takie w całej wsi, samo opowiedziało nam swoje dzieje – wystarczyło tylko słuchać. Czy chociaż część tej opowieści udało się zarejestrować na tej fotografii w sposób czytelny dla tych, którzy jej na własne uszy nie słyszeli?...

A tutaj już zdjęcia z naszych spotkań z fotografikami.

Zbyszek Podsiadło rozkłada na stole swoje najnowsze prace… Paweł Janczaruk urzeka fotografią otworkową i zdjęciami w technikach szlachetnychKrzysztof Łapka, przyjaciel stworzeń wszelkich, w kąciku rozprawia o aktach swojego autorstwa… Piotr Borowicz prezentuje prace z ulubionego przez siebie gatunku miejskiej fotografii dokumentalnej, a tu z kolei przedstawia kolegów landskapistów: Mariusza Połowczuka i Piotra Targosza… Tu z cichym nabożeństwem oglądamy poustawiane w cieniu werandy fotografie Alicji Ignaciuk i Tadeusza Żaczka, składające się na pokaźny i niesamowity w swej wymowie reportaż o prawosławiu, o poszukiwaniu autentycznej religijności i duchowości…

Na tych kilku zdjęciach również uwiecznione są spotkania z fotografikami, ale już o charakterze warsztatowym. Otwarte, serdeczne, pełne wyrozumiałości i cierpliwości postawy naszych Nauczycieli sprawiały, że także początkujący adepci sztuki fotografowania nie krępowali się pytać nawet o te najprostsze rzeczy związane z kompozycją, techniką, czy technologią, a pragnienie wiedzy fotograficznej w każdym jej aspekcie mogło zostać zaspokojone do woli.

Oj, tak, miał ten plener szczęście do interesujących i sympatycznych ludzi…

To Daria Gumulińska podczas swojej prelekcji o Romach Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma - wyjaśnia, jak rodziły się stereotypy i kształtowała romska tożsamość na tle europejskich społeczeństw. Tutaj widzimy ks. Stanisława Opockiego, wieloletniego i pracującego z niezwykłym oddaniem duszpasterza polskich Romów, który jej wykład uzupełnia o historie pisane przez życie. A to szajch Andrzej Ahmed Saramowicz, wyjaśniający jedną z prawd traktatu Nisza Świateł autorstwa Al. Gazalego: o sercu, które dopóty będzie zaciemnione, dopóki światła nie wpuści. Dla osób zajmujących się fotografią, próbujących zauważać to, co światło wydobywa, starających się uchwycić prawdę chwili, był to jeden z najbardziej obrazowych i poruszających wątków tej prelekcji.

Ta rozpromieniona i pełna ciepła osoba to z kolei Pani Dżenneta Bogdanowicz, która od lat prowadzi w Kruszynianach rodzinne gospodarstwo agroturystyczne Tatarska Jurta z tą nadzieją, że jej starania przyczynią się do powrotu na te ziemie nie tylko tatarskiej tradycji, ale także rozproszonych po świecie rodzin tatarskich. Na fotografiach z tego wieczoru nastrój fascynujących opowieści o zawiłych rodzinnych losach i miejscowych obyczajach zdaje się z lekka mieszać z tajemnicami kuchni tatarskiej – ale tak właśnie wtedy było. Wyśmienitą ucztę dla ciała zaserwowała bowiem Pani Dżenneta uczestnikom pleneru z taką samą serdecznością i otwartością, co zapiski z rodzinnych kronik.

Tutaj Gabi von Seltmann z przejęciem opowiada o projekcie Dwie rodziny, dwie przeszłości – wspólna przyszłość, realizowanym przez ostatnie cztery lata z mężem, Uwe i uwieńczonym wydaniem książki Gabi i Uwe. Mój dziadek zginął w Auschwitz. A mój był esesmanem. O radzeniu sobie z duchami przeszłości, o pytaniach, poszukiwaniach odpowiedzi, które przez pół Europy, od ukraińskiej huculszczyzny przez francuską część kraju Basków, Wiedeń, Lublin do Majdanka i Oświęcimia, wiodły Uwe, wnuka nazisty, odbywającego podczas II Wojny Światowej służbę w Krakowie oraz ją samą, wnuczkę zamordowanego w obozie Auschwitz Michała Pazdanowskiego

A na tej fotografii uwiecznione zostało niewątpliwie jedno z najbardziej niezwykłych plenerowych spotkań – z człowiekiem, którego póki co, większość z nas mogła poznać jedynie z ekranu, a mianowicie z prawosławnym pustelnikiem, archimandrytą Gabrielem. Niezwykłą osobowość mnicha, hodującego pszczoły, leczącego ziołami, udzielającego porad duchowych i stawiającego na uroczysku cerkiew z pomocą okolicznych mieszkańców przedstawił nam w swoim filmie Pan Jerzy Kalina – to ten, który na zdjęciu stoi po lewej stronie projektora.

Fotografia za fotografią - pojawiają się, żeby potwierdzić: tak, to naprawdę było… O, a tu jeszcze jedna… To Krzysztof Łapka, który z tajemniczą miną mówi: ja od samego początku podejrzewałem, że na tym plenerze nie tylko o fotografię chodzi. Pewnie, że nie tylko: o pojednanie przecież… I może jeszcze o  coś…


Alina Ostrowska - Akademia Anima Mundi

Pojednanie
II Wyprawa fotograficzno - antropologiczna